26 września 2011

"Zielona mila" - Stephen King

Kto z nas nie słyszał o Stephenie Kingu? To nazwisko zna chyba każdy, niezależnie od tego czy czyta nałogowo, czy też omija książki szerokim łukiem. Wszak to jeden z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Jego książki rozeszły się w milionach egzemplarzy, a poszczególne tytuły cieszyły niejednego czytelnika. Sama nie mogę w to uwierzyć, że Zielona mila jest pierwszą książką Kinga, jaką dane mi było przeczytać. Dlaczego tak długo zwlekałam? Bo przecież zwlekałam odkładając z premedytacją jego książki na lepszy moment, inny dzień, odpowiedni nastrój… oj sama nie wiem dlaczego… Być może paraliżowało mnie to jego znamienite nazwisko, nazwisko klasyka gatunku, wszędobylskie peany na jego cześć. No ale stało się, King wreszcie mnie dopadł, a oto co z tego wynikło.
Akcja powieści rozgrywa się w Ameryce lat trzydziestych, podczas Wielkiego Kryzysu, kiedy w państwie szaleje bezrobocie, głód i bieda. Paul Edgecombe jest szefem bloku śmierci w więzieniu stanowym. Na co dzień ma do czynienia z najbardziej niebezpiecznymi przestępcami, którzy mają na sumieniu niejedną zbrodnię, a przed sobą już tylko kilka dni życia, po tym jak sąd skazał ich na karę śmierci na krześle elektrycznym, pieszczotliwie zwanym Starą Iskrówą. Co łączy tych zbrodniarzy oprócz nieczystego sumienia? Każdy z nich przed śmiercią przemierzy tę samą drogę, tak zwaną zieloną milę – wyłożony zielonym linoleum korytarz bloku E. Ale zanim to nastąpi zdążymy poznać niejednego więźnia i o każdym z nich będziemy mięli szanse wyrobić sobie opinię. Niepozorny i łagodny Eduard Dalacroix, porywczy i niebezpieczny William Wharton, czy potulny jak baranek wielkolud John Coffey. Każdy z nich jest inny, każdy ma swoją historię, a przy tym każdy jest na tyle wyrazisty, że nie sposób o nim zapomnieć. Podobnie sprawa wygląda z klawiszami więzienia. Już po kilku stronach mamy swoich ulubieńców, a każdy czytelnik, jak przypuszczam, z całego serca nienawidzi Percego. Wizerunek bloku E zdecydowanie ociepla rezolutna myszka, która zjednuje sobie sympatię więźniów, strażników i czytelników oczywiście też.
Historia Johna Coffey, bo to głównie o niego tu chodzi, przedstawiona jest z perspektywy Paula, który opowiada ją będąc pensjonariuszem domu spokojnej starości. Chociaż Paul jest już zmęczonym i schorowanym staruszkiem, nad wyraz skrupulatnie przedstawia nam swoje wspomnienia, dzięki czemu jesteśmy sobie w stanie wszystko dokładnie zobrazować, zwłaszcza, że Pan King nie szczędzi w opisach.
Jak już wspominałam było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Kinga, a więc trudno mi porównywać Zieloną milę do innych jego książek. Jeśli jednak wziąć pod uwagę tylko Zieloną milę, to uważam, że jest to kawał świetnej lektury. Dowodem na to może być film zrealizowany na jej podstawie, dodam bardzo dobrze zrealizowany, niemalże dokładnie odpowiadający książce, co niezmiernie rzadko się zdarza. Na filmie płakałam jak bóbr rzewnymi łzami, przy książce było nie lepiej, a to w mojej ocenie o czymś jednak świadczy. Podsumowując, Zielona mila to książka od której warto zacząć przygodę z Kingiem, gwarantuję, że się nie zawiedziecie.


Ocena: 6 / 6

Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 416
Okładka: miękka 

Książkę przeczytałam w ramach inicjatywy Rozmawiajmy o książkach!

19 września 2011

"Bracia kozacy" - Andrzej Podkowicz

Powieść „Bracia kozacy”,  nieznanego mi do tej pory pisarza Andrzeja Podkowicza, wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. Nie gustuję  w książkach historycznych, a lekcje historii wspominam ze szkoły dość traumatycznie, przez co powieść ta wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, nastrajając mnie bardziej na nie niż na tak. Spojrzałam jednak na całkiem zachęcającą okładkę i przeczytałam „...fascynująca opowieść o początkach braci kozackiej, ludziach nieco zapomnianych przez historię, a tak bardzo oddanych swojej ojczyźnie” i właśnie to jedno zdanie dało mi do myślenia, bo co ja tak naprawdę wiem o Kozakach? A Wy? Pierwsze skojarzenie to oczywiście sienkiewiczowskie Ogniem i mieczem, źli wąsaci Kozacy w dziwnych fryzurach i kolorowych szarawarach, świetnie jeżdżący konno, rabujący i plądrujący wszystko co się da – i na tym moja wiedza się kończyła. Postanowiłam się przełamać i koniecznie zgłębić swoją wiedzę na temat kozackich wojowników. Otwarłam książkę i przepadłam na kilka godzin.
Akcja powieści rozpoczyna się w 1525 roku za panowania na ziemiach polskich Zygmunta I Starego. Poznajemy dwudziestoletniego Jonę, który ucieka z domu po tym jak zamordował kochanka swej narzeczonej. Chłopak musi uciekać, aby ratować własne życie przed zemstą wpływowej rodziny zamordowanego Ottona. Zrozpaczony, ze złamanym sercem przemierza lasy i trafia do wsi Grabów, gdzie przygarnia go miejscowy kowal. Spędza tam kila miesięcy ucząc się fachu, kiedy jednak córka kowala obdarza go miłością, a on nie jest w stanie odwzajemnić uczuć dziewczyny, postanawia opuścić przyjazny dom i udać się na wschód. Po drodze dowiaduje się o Kozakach, dzielnych wojownikach broniących granic Ukrainy i Rzeczpospolitej przed najazdami Tatarów oraz Turków. Jona postanawia przyłączyć się do nich i zostać Kozakiem z prawdziwego zdarzenia. Dociera nad Dniepr, gdzie po przeszkoleniu udaje mu się wreszcie spełnić swoje marzenie, zapuścić osełedec i założyć szarawary. Jak potoczą się losy Jony? Jakim będzie Kozakiem i czy odnajdzie w życiu prawdziwą miłość? Tego nie zdradzę, aby nie psuć Wam przyjemności z lektury.
Kozacy zaporoscy, o których mowa w powieści, to odważni i mężni ludzie, znakomici żołnierze, w większości jednak swe szeregi tworzący głównie z uciekinierów, ot chociażby takich jak Jona, awanturników i złoczyńców, pochodzących z różnych warstw społecznych, ale równie często z przyzwoitych i mężnych ludzi, mających rodziny i chcących zapewnić rodzinie godne warunki życia. To naród o ciekawej przeszłości, zwyczajach i zasługach, o których warto przeczytać.
Andrzej Podkowicz oddał nam wspaniały podręcznik w pigułce, dzięki któremu w bardzo przyjemny sposób możemy zapoznać się z sytuacją historyczną XVI-wiecznej Polski. Tło historyczne powieści pozwala czytelnikowi wczuć się w ówczesne realia, a przy okazji poznać XVI-wieczną sytuację polityczną naszego kraju, kiedy stolicą był Kraków, krajem rządził król, a armią dowodzili hetmani. Rys historyczny nie jest jednak bardzo inwazyjny i nie przytłacza fabuły, która zgrabnie toczy się swoim rytmem, dodam, dość dynamicznym rytmem. Książka nie pozawala się nudzić, wręcz przeciwnie, chcemy coraz więcej i więcej. Powieść z całą pewnością ucieszy miłośników historii, ale nie tylko. Jeśli ktoś lubi romanse i piękne miłosne historie, również się nie zawiedzie. Tak więc polecam, bo to kawał przyjemnej lektury.

Ocena: 5 / 6



Wydawnictwo: Novae Res

Okładka: miękka ze skrzydełkami

Ilość stron: 239


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res 


12 września 2011

"Morderstwo niedoskonałe" - Agnieszka Krawczyk


Agnieszka Krawczyk, jak dowiedziałam się z rewersu książki „Morderstwo niedoskonałe” pisze wyłącznie zabawne książki, które mają przynieść czytelnikowi uśmiech i chwilę odpoczynku. Zachęcające, prawda?  Ponieważ nigdy wcześniej nie czytałam nic tej pisarki, a jej nazwisko było mi zupełnie obce, wzmianka na okładce zdecydowanie mnie zaintrygowała. Na korzyść autorki zadziałał również fakt, że jest Krakowianką, a ja do Krakowian i samego Krakowa od dawien dawna  pałam miłością platoniczną. Czy lektura przyniosła mi odpoczynek z uśmiechem na twarzy, o tym za chwilkę.
Bohaterami powieści są czterej współpracownicy zatrudnieni w pewnym krakowskim wydawnictwie. Adela, Marta, Marek i Mizera, bo o nich mowa, zjednoczeni nierozerwalnym węzłem przyjaźni i wrogością wobec szefostwa, a jak wiemy, nic tak nie jednoczy, jak nienawiść do władzy, starają się ze wszystkich sił nie stracić pracy i niczym mrówki podnosić sprzedaż książek, coby pan prezes był zadowolony. Kiedy w wydawnictwie ginie (zostaje zarchiwizowany czytaj wrzucony z premedytacją do niszczarki przez naczelną Adelę) maszynopis powieści, rokującej według pana prezesa na bestseller, rozpoczyna się prawdziwe, zakrojone na szeroką skalę przedsięwzięcie odszukania nieszczęsnego maszynopisu o wdzięcznym tytule „Klany księżyców Marsa” autorstwa nijakiego Zenona Kusibaba. Poszukiwania, choć dogłębne, nie przynoszą zadowalających rezultatów, ponieważ udaje się odnaleźć jedynie 150 stron rzekomego dzieła, a jakby tego wszystkiego było mało pan Kusibab znika bez wieści. Zaprawiona w bojach grupa operacyjna „Zemsta Shitu” w osobie naszych bohaterów postanawia za wszelką cenę spełnić wymagania szefa, a przy okazji odnaleźć zaginionego autora. Nic nie jest im straszne, ani napisanie książki od nowa, ani nawet prywatne śledztwo mające na celu odnalezienie Kusibaba. Jak to się wszystko skończy? Czy podstęp z podrobioną książką ujdzie im na sucho? Kim jest sławetny Zenon Kusibab? O tym dowiecie się sięgając po ten pseudo kryminał i gwarantuję Wam, będziecie się świetnie bawić.
Książka napisana jest lekkim, zabawnym językiem, jednak nie pozbawionym ciętych ripost  oraz przezabawnych powiedzonek Adeli, która każde polskie przysłowie interpretuje po swojemu: „nie wypadłeś sraczce spod ogona” (str.56),  „aleś się uczepił, jak rzep psiego wymiona” (str. 226), „poczuł się jak ryba w ogrodzie” (str. 255)., to tylko nieliczne perełki Adeli. Dodatkowo każdy rozdział zakończony jest fragmentem Encyklopedii absurdów Adeli, gdzie naczelna przedstawia autentyczne i nieco zabawne wycinki z gazet dotyczące śledztw policyjnych. Książka jest zabawna i zgodnie z obietnicą z okładki świetnie się przy niej odpoczywa, niejednokrotnie śmiejąc się w głos. Akcja toczy się w moim ukochanym Krakowie, co dodatkowo mi się podobało, bo znałam przedstawione miejsca, co pozwalało mi jeszcze bardziej wczuć się w akcję.  Muszę również wspomnieć o bohaterach, bo niewątpliwie są godni uwagi. Każdy z nich ma osobowość i charakterek, a wszyscy razem stanowią mieszankę wybuchową, która może wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie.  I co najważniejsze, nie da się ich nie lubić.
Książkę Agnieszki Krawczyk powinien przeczytać każdy, kto marzy o napisaniu i wydaniu własnej powieści, albo już przetrzymuje dzieło życia w szufladzie. Dlaczego? Autorka w brutalny sposób obnaża świat wydawców i wydawnictw, uzmysławiając czytelnikowi, że wydanie książki wcale nie jest takie proste, a praca redaktora w wydawnictwie to ciężki kawałek chleba.  Przez ile gniotów musi przebić się redaktor, aby znaleźć wśród nich tę perełkę, która odniesie sukces i podniesie akcje wydawnictwa, tego dowiadujemy się zagłębiając się w pracę redakcyjną naszych bohaterów i współczując im przy lekturze kolejnego dzieła, ot choćby 500-stronicowego  „Klubu posępnych żniwiarzy”. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce, która niestety nieco mnie rozczarowała i na pierwszy rzut oka zniechęciła do lektury, jednak gdy spojrzałam na nią raz jeszcze po przeczytaniu książki, musiałam przyznać sama przed sobą, że jest w niej jednak coś osobliwego. Zatem jeśli chcesz spędzić miłe popołudnie z zabawną lekturą Morderstwo niedoskonałe doskonale się na to nada. Polecam!

Ocena: 5 / 6
Wydawnictwo: SOL
Okładka: miękka
Ilość stron: 285

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu SOL oraz Portalowi Sztukateria.
 

9 września 2011

"Białe motyle" - Alina Góra

Zerkając na uroczą okładkę Białych motyli zastanawiałam się o czym jest ta książka i o co chodzi z tymi motylami. Czy to jakaś historia rolnika i jego walki z plagą bielinków kapustników? Postanowiłam przestać snuć domysły i czym prędzej przekonać się o co chodzi. Czy było warto, o tym za chwilę.
Bohaterami książki jest paczka przyjaciół Kaśka, Hanka, Mateusz, Borys i Wróbel. Mieszkają w Opolu w mieszkaniu studenckim, wszyscy bez wyjątku właśnie kończą studia i wkraczają w prawdziwe dorosłe życie. Najwyższy czas zastanowić się co dalej i dołożyć wszelkich starań, aby zamierzone plany się spełniły. Każdy z piątki przyjaciół ma swoje marzenia i wizję przyszłości, Kasia i Hania absolwentki filologii polskiej marzą o napisaniu książek, każda ma już pomysł na tytuł i fabułę, ale rzeczywistość jest brutalna i szybko uświadamia im, że nie będzie to wcale takie proste. Priorytetem jest znalezienie pracy, co w dobie kryzysu okazuje się być nie lada wyzwaniem. Mateusz – chłopak Hani właśnie rozpoczął pracę i powoli pnie się po szczeblach kariery, przedkładając pracę nad związek z ukochaną. Borys i Wróbel też nie do końca wiedzą co chcieliby robić, bo dyplom z filozofii, czy historii niestety nie otwiera wrót do kariery. Jest jednak coś, co łączy naszych bohaterów, każdy z nich chce znaleźć miłość i poczuć w brzuchu łaskotanie motyli. Jak potoczą się losy bohaterów? Czy studencka przyjaźń przetrwa zderzenie z rzeczywistością? Czy uda im się odnaleźć poszukiwaną i upragnioną miłość?  O tym musicie się sami przekonać sięgając po tę wyjątkową książkę.
Narratorką powieści jest Kasia, dzięki której poznajemy każdego z jej współlokatorów. Książka ma formę dziennika, w którym dziewczyna krótko opisuje perypetie swoje i swoich przyjaciół nie szczędząc nam zabawnych szczegółów, przez co już po kilku stronach swobodnie czujemy się w studenckim mieszkaniu Kasi i jej paczki, a dziewczyny i chłopaki szybko zyskują naszą sympatię i stają się naszymi przyjaciółmi, którym dopingujemy w zmaganiach w znalezieniu pracy, trzymamy kciuki za udane randki i cieszymy się razem z nimi z codziennych błahostek.
Czytając Białe motyle odżyły we mnie wspaniałe wspomnienia czasów studenckich, beztroska, brak zmartwień i przyjaciele, na których w każdej chwili można liczyć. Poczułam się tak jakbym znowu mieszkała w akademiku, mając za sąsiadów najlepszych przyjaciół. Imprezy, pierwsze prawdziwe miłości, randki, ukradkowe pocałunki i te niesamowite motyle ujawniające się w najmniej spodziewanym momencie… Ta książka jest świetnym „przywracaczem” (wiem, nie ma takiego słowa) wspomnień dla każdego, kto studenckie czasy wspomina jako najlepszy czas w życiu. Aż łezka się w oku kręci, że to już było i nie wróci więcej…
Przyznam się, iż początkowo obawiałam się tej książki, wszak to debiut literacki, do których często podchodzę z rezerwą. Miło mi przyznać, że moja rezerwa była niepotrzebna. Alina Góra spisała się na medal, oddając nam w ręce świetną powieść, napisaną lekkim językiem, pełną świeżości i pozbawioną patosu. Gwarantuję, że sięgając po Białe motyle spędzicie bardzo przyjemne godziny (niewiele tych godzin, bo czyta się szybko) przy sympatycznej i lekkiej lekturze. Nie ukrywam, że była to dla mnie miła odskocznia od ciężkiej tematyki, którą sobie ostatnio zaserwowałam. I to co mnie cieszy najbardziej, to fakt, iż  w przygotowaniu jest już druga część powieści, o intrygującym tytule „Tańcząc z cieniem”, na którą już nie mogę się wprost doczekać. Gorąco polecam!

Ocena: 6 / 6

Wydawnictwo: Novae Res
Okładka: miękka
Ilość stron: 223 


Za możliwośc przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.


7 września 2011

"Uprowadzone" - Charlene Lunnon, Lisa Hoodless

Uprowadzone to niepozorna książeczka, z okładki której zerkają w naszą stronę dwie uśmiechnięte dziewczynki.  Ale te uśmiechy i te beztroskie dziecięce buzie to tylko pozory, bo książka na swych kartach zawiera szokującą historię porwania dziesięcioletnich przyjaciółek. Jak bardzo wstrząsnęła mną ta książka i jak wiele emocji we mnie wzbudziła o tym postaram się Wam opowiedzieć.
Bohaterkami powieści są dwie przyjaciółki Lisa i Charlene, które w wieku dziesięciu lat w drodze do szkoły zostały porwane przez pedofila. Mężczyzna przez kilka dni więził je, zastraszał i co najgorsze brutalnie gwałcił. Przerażone dziewczynki nie miały siły się bronić, a zwyrodnialec, dobrze o tym wiedząc, wykorzystywał je bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Poszukiwania dzieci rozpoczęte na szeroką skalę w całej Anglii nie przyniosły rezultatów, nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Zrozpaczeni rodzice nie ustawali w apelach do potencjalnego porywacza, a przerażone dziewczynki w swej bezsilności mogły jedynie oglądać te apele w telewizji, kiedy gwałciciel na chwilę zostawiał je w spokoju. Pomimo tego, iż dziewczynkom cudem udało się ujść z życiem i po kilku dniach niewoli zostały uwolnione, to traumatyczne przeżycia, których doświadczyły zaważyły na całym ich późniejszym życiu. Każda z nich obrała swoją ścieżkę, aby poradzić sobie ze strasznymi wspomnieniami. Jak bardzo wpłynęło to na każdą z nich, jakimi osobami się stały i jak potoczyło się ich późniejsze życie, tego dowiecie się sięgając po tę wstrząsającą powieść.
Książka tak bardzo bulwersuje, że nie można czytać jej jednym tchem, trzeba robić przerwy, aby nie wykończyć się nerwowo. Z każdą stroną uświadamiamy sobie jak wiele jest zła na świecie, jak niebezpieczna może być droga naszych dzieci do szkoły i jak niewiele trzeba, aby nasze pociechy przestały być bezpieczne i beztroskie. Powieść szokuje tym bardziej, że ta historia wydarzyła się naprawdę! Opowiedziana z perspektywy dorosłych już kobiet nie jest w żaden sposób pozbawiona brutalnych szczegółów porwania oraz emocji temu towarzyszących. Autorki nie oszczędzają czytelnika, przez co jeszcze bardziej przeżywamy całą historię.
Uprowadzone to kolejna powieść z serii Pisane przez życie, którą dane mi było przeczytać. Zerkając na spis książek z powyższej serii z jednej strony ucieszyłam się, że jeszcze tyle przede mną, ale z drugiej, aż ciarki przeszły mnie po plecach, bo przecież każda z tych książek to czyjaś straszna historia, to czyjeś łzy, cierpienie i rozpacz. I jak tu oceniać tę książkę? Zdecydowanie najwyższa ocena, ale nie dlatego, że historia jest rewelacyjna, bo przecież nie jest! Ale dlatego, że takie książki są potrzebne, bo stanowią osobliwe świadectwo na to, że świat nie jest tylko dobry, a my w swoim beztroskim życiu narzekając na różnego rodzaju błahe sprawy mamy wiele szczęścia, że nie spotkało nas coś naprawdę strasznego. Gorąco polecam!

Ocena: 6 / 6

Wydawnictwo: Hachette
Oładka: miękka
Ilość stron: 287
Seria: Pisane przez życie 

Ustrzelony "Snajper"

Bięgnę szybko donieść i tym samym się pochwalić moją niespodziewaną wygraną w konkursie organizowanym na blogu u Ani http://anek7.blogspot.com/


Ustrzelony Snajper właśnie trafił w moje ręce, a oto i on


Aniu, bardzo dziękuję za książkę i już nie mogę się doczekać lektury :-) 


 

3 września 2011

"Dziewczynki ze Świata Maskotek" - Anja Snellman


Dziewczynki ze Świata Maskotek autorstwa skandynawskiej pisarki Anji Snellman to powieść, która „wołała” do mnie już od dłuższego czasu. Zachęcona pozytywnymi opiniami na jej temat wprost nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wpadnie w moje ręce i będę mogła przekonać się na własnej skórze co też kryje się w książce ze smutną nastolatką w czerni na okładce.
Bohaterką powieści jest Jasmin, która w wieku czternastu lat została porwana i przez lata więziona przez pedofila. Historię nastolatki poznajemy za sprawą dziennika, w którym dziewczyna dokładnie opisuje swoją historię. Nastolatka wraz ze swoją przyjaciółką postanowiła poszukać sobie pracy. Doskonałym pomysłem wydał jej się Świat Maskotek – sklep zoologiczny, w którym zatrudniano dziewczęta w celu opieki nad zwierzętami. Niewinnie wyglądający sklep był jednak tylko przykrywką do podziemnego światka seks-biznesu czerpiącego zyski z nierządu nieletnich. Jak to się stało, że nastolatka z dobrego domu , dobra uczennica  zaczęła się oddawać starszym mężczyznom? Czy pieniądze były dla niej aż tak kuszące, że była w stanie zrobić za nie wszystko, łącznie z oddawaniem swojego ciała starym, obleśnym facetom? O tym dowiecie się sięgając po tę kontrowersyjną książkę.

Powieść jest wielowątkowa, oprócz dziennika Jasmin składają się na nią również wspomnienia jej matki – zapracowanej pani ginekolog, która po zniknięciu córki zamyka praktykę lekarską i poświęca się bez reszty poszukiwaniom Jasmin, cały czas nie tracąc nadziei, że dziewczyna żyje i w każdej chwili może wrócić do domu. Autorka nakreśla nam również postać porywacza – podstarzałego pedofila, intelektualisty i konesera sztuki. Co ciekawe pisarka nie pomija również takich istotnych i ciekawych spraw jak sama historia prostytucji – jakkolwiek dziwnie to brzmi.  Pani Snellman serwuje czytelnikowi niemal rys historyczny najstarszego zawodu świata. Dowiemy się jak zmieniała się moda wśród prostytutek, jak rządy różnych krajów narzucały normy i ograniczenia na tę profesję. Jak narodziła się sławetna dzielnica czerwonych latarni oraz jak to się stało, że w niektórych krajach prostytucja to zalegalizowany zawód ze wszystkimi świadczeniami począwszy od ubezpieczenia, a na podatkach skończywszy.  Anja Snellman nie pomija również tak rozpowszechnionego obecnie procederu jakim jest działający w podziemiach seks-biznes z wykorzystaniem nieletnich. Wszystko to bulwersuje pozbawiając czytelnika jakichkolwiek złudzeń, że świat jest tylko piękny i dobry.
Snja Snellman nie bała się poruszyć kontrowersyjnego, a co za tym idzie trudnego tematu jakim jest pedofilia, czerpanie zysku z nierządu nieletnich i w końcu prostytucja wśród nastolatków. Szokujące, oburzające, często wywołujące zażenowanie, ale przecież tak prawdziwe w dzisiejszym świecie problemy są niczym wrzody trawiące podstępnie i z ukrycia społeczeństwo na świecie. To międzynarodowy problem, na który książka otwiera oczy w brutalny sposób uświadamiając, że współczesne nastolatki niekoniecznie spędzają czas na beztroskich zajęciach i zabawach z rówieśnikami.
Książka z pewnością nie jest łatwa i przyjemna. Szokuje i oburza, zapadając w pamięć z każdą kolejną stroną. Z pewnością jednak należy ją przeczytać, aby być świadomym, aby móc chronić swoje dzieci, aby pamiętać, że otaczający nas świat nie zawsze jest kolorowy, dobry i bezpieczny, ale często brutalny i bezwzględny. Polecam!

Ocena: 5 / 6
Wydawnictwo: Świat Książki
Okładka: miękka
Ilość stron: 269