30 stycznia 2012

"Jutra może nie być" - Gabriela Gargaś

Miłość to uczucie, o którym marzy każdy z nas. Każdy chce być kochany, mieć tę drugą osobę, do której w każdej chwili może się przytulić, na której może polegać, z którą zawsze może porozmawiać. A co jeśli ta miłość staje się siłą destrukcyjną niszcząc to co do tej pory wydawało się silne i nienaruszalne?

Bohaterką powieści „Jutra może nie być” jest Kinga, która pewnego dnia za sprawą Internetu odświeża znajomość z dawno niewidzianym obiektem swoich młodzieńczych westchnień. On jest żonaty, ona niebawem wychodzi za mąż, to jednak nie przeszkadza im w nawiązaniu znajomości. Początkowo  niewinny internetowy flirt przeradza się w gorący romans w realnym życiu.  Dla Kingi związek z M. (nie poznajemy go z imienia) to coś wyjątkowego, to wielka, wymarzona miłość, pełna uniesień, motyli w brzuchu, ekscytacji, dla niego odskocznia od małżeńskiej rutyny. Jednak, jak to mówią, miłość jest ślepa, a obietnice odejścia od żony na tyle przekonujące, że Kinga postanawia cierpliwie czekać na swojego księcia, zadowalając się rolą kochanki. Mijają dni, miesiące, M. nadal obiecuje, a ona kolejny raz mu wierzy, bo chce wierzyć. Żyje z dnia na dzień, od spotkania do spotkania. Nie pomagają podpowiedzi zdrowego rozsądku, rady przyjaciół, a nawet kobieca intuicja, miłość jest tak silna, że wybacza kolejne kłamstwo. Sytuacja komplikuje się jednak, kiedy dziewczyna zachodzi w ciążę…

Gabriela Gargaś oddała w nasze ręce niesamowite studium kobiecości. Na kartach swej powieści z niemal zegarmistrzowską precyzją przeanalizowała to, do czego zdolna jest kobieta, kiedy kocha ze wszystkich sił. Nie jest to jednak książka jedynie o miłości, jeśli liczycie na ckliwe romansidło, to niestety muszę Was rozczarować. To książka o sile miłości, o marzeniach, przyjaźni, ale także o cierpieniu, rozczarowaniu, stracie. Do czego zdolna jest zakochana kobieta, ile może znieść w imię miłości, jak wiele siły jest w stanie w sobie odnaleźć, aby przezwyciężyć przeciwności losu tego dowiecie się sięgając po tę przewrotną powieść.
Mimo dość słusznych gabarytów (450 stron) książkę czyta się szybko. Co prawda momentami akcja nieco się ślimaczy, ale ma to swój plus, bo pozwala wczuć się w rolę głównej bohaterki (wiecznie czekającej kochanki). Wstęp do każdego rozdziału otwiera starannie dobrana przez Autorkę sentencja poczytnych pisarzy, czy znanych filozofów, wprowadzająca w klimat rozdziału. Bohaterowie są wyraziści, każdego poznajemy dość dokładnie, dzięki czemu jesteśmy w stanie wyrobić sobie zdanie o każdym z nich i polubić lub też nie bardzo.

Podsumowując, jeśli liczycie na łatwą i przyjemną lekturę, to niestety będziecie rozczarowani. Nic tu nie jest łatwe, ale to przecież  tak jak w życiu, podjęte decyzje niosą konsekwencje, a przeciwności losu mogą unieszczęśliwiać na bardzo długo, jednak sztuką jest, aby się nie poddać i walczyć o siebie nie oglądając się wstecz. Polecam!

Ocena: 5 / 6


Wydawnictwo: Novae Res
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 450


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.

18 stycznia 2012

"Biała jak mleko, czerwona jak krew" - Alessandro D'Avenia

Co widzisz patrząc na świat, który Cię otacza? Czy dostrzegasz różnorodność barw? Drzewa, kwiaty, niebo, słońce, wszystko to ma swój wyjątkowy i niepowtarzalny kolor, ale czy udaje Ci się to dostrzec i docenić?

Leo, a właściwie Leonardo to zwyczajny szesnastolatek, dla którego szkoła jest przymusem, nauczyciele są głupi i naiwni, a rodzice nie mają bladego pojęcia o życiu. Jazda na skuterze, piłka nożna z kolegami i podrywanie dziewcząt to jego żywioły. Ale czy to kogokolwiek dziwi? Każdy z nas był przecież nastolatkiem i mniej lub bardziej pamięta jak się wtedy zachowywał. Jest jednak coś, co wyróżnia Leo z tłumu zwyczajnych nastolatków, chłopak każdą rzecz postrzega poprzez kolory. Czerwień to kolor pożądany, to marzenia, to pasja, to radość i oczywiście miłość, ta pierwsza niewinna do rudowłosej Beatrice. Są jednak dni, kiedy nic nie jest czerwone, a świat Leo przysłania biel. Biel to nic dobrego, to smutek, nuda, rozpacz, to niebezpieczne białe myśli, na które jest tylko jedno lekarstwo – Sylvia. Błękit jej przyjaznych oczu jest w stanie uspokoić Leo na tyle, że biel odchodzi w zapomnienie. Kolorowy świat Leo przenika się tworząc wybuchową mieszankę, w której przeważa czerwień miłości, ale biel nie śpi czyhając i ujawniając się w najmniej spodziewanym momencie.

Alessandro D’Avenia w swojej debiutanckiej powieści przedstawił nam z pozoru prozaiczną historię, pierwsza miłość, perypetie z nią związane, pragnienia, rozczarowania, wszystkiego po trochu. Jednak historia ma drugie dno i porusza bardzo ważne kwestie. Choroba Beatrice to zło czyhające za zakrętem, nigdy nie wiesz co może Cię spotkać, nie masz pewności jaka będzie Twoja przyszłość, nie wiesz ile czasu zostało Ci jeszcze na tym świecie. Czytając przemyślenia i spostrzeżenia Leo zaczynasz się zastanawiać, bo Autor przez osobę bohatera zmusza Cię do refleksji nad życiem, nad samym sobą.
„Biała jak mleko, czerwona jak krew” na długo zapadnie mi w pamięć. Dlaczego? Bo jest magiczna, wyjątkowa, subtelna w swej wymowie, dojrzała i po prostu bardzo życiowa. Więc jeśli masz ochotę spojrzeć na świat inaczej niż do tej pory przeczytaj tę książkę, a gwarantuję Ci otworzysz szerzej oczy dostrzegając magię kolorów.

A na koniec cytat z okładki, który urzeka mnie za każdym razem kiedy na niego zerkam:

„Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.”

Ocena: 5 / 6

Wydawnictwo: Znak
Okładka: miękka
Ilość stron: 312

9 stycznia 2012

"Jak sen" - Łukasz Szozda

Lubicie śnić? Nie spać, bo to zapewne lubi każdy, ale właśnie śnić? Sen to stan, w którym nasz umysł podsuwa nam przeróżne obrazy, ziszczają się nasze marzenia, wychodzą na jaw skrywane lęki i problemy. Sny bywają przyjemne, zaskakujące, śmieszne, rzeczywiste, innym razem zamieniają się w koszmary budząc nas w środku nocy, jednak są nieuniknioną częścią naszego życia.

Łukasz Szozda w swojej debiutanckiej powieści „Jak sen” stworzył niesamowity obraz, w którym rzeczywistość miesza się ze snem, a sen z rzeczywistością, a cienkie granice pomiędzy nimi niebezpiecznie się zacierają. Natalia to dobiegająca trzydziestki malarka z potrzeby zarobkowej pracująca jako przedszkolanka. Żyjąca z dnia na dzień dziewczyna obwinia się, że zawiodła pokładane w niej nadzieje swojej babki na wielką karierę. Od kilku lat nie maluje za to coraz bardziej zatraca się w samotności. Rodzice od dawna nie żyją, babka nie chce mieć z wnuczką nic wspólnego, jedyną przyjaciółką Natalii jest niezawodna Dominika, na którą dziewczyna może liczyć o każdej porze dnia i nocy. Edmund to poukładany pan adwokat, współwłaściciel świetnie prosperującej londyńskiej kancelarii. Ma wszystko pozycję, pieniądze, jednak rutyna i brak marzeń powoli uświadamiają mu, że życie powoli przecieka mu przez palce. Pewnego dnia tych dwoje spotyka się w snach, w których wiodą zupełnie odmienne, szczęśliwe życie, w którym się kochają, mają wspólne plany i marzenia. Życie ze snów powoli zaczyna dominować nad rzeczywistością. Oboje zaczynają pragnąć tego, co przecież nie istnieje. Czy uda im się odnaleźć w rzeczywistym świecie? Czy sen zamieni się w jawę? Tego dowiecie się sięgając po tę niezwykłą powieść.

Książka Łukasza Szozdy to coś świeżego, jeśli chodzi o tematykę. Pokazanie miłości w niebanalny sposób za sprawą snów było świetnym pomysłem, dzięki któremu powieść zyskała na wartości. Próżno w niej szukać banalnej i przewidywalnej historii, nic tu nie jest proste i podane na tacy, przez co książka trzyma w napięciu do ostatniej strony.  Powieść nie jest podzielona na rozdziały z zaznaczeniem „sen Edmunda”, „sen” Natalii”, „rzeczywistość Edmunda”, czy „rzeczywistość Natalii”, czytamy i dopiero po chwili wiemy, czy to jawa, czy sen, przez co dodatkowo możemy wczuć się w sytuację bohaterów, zwłaszcza, że im dalej tym ta cienka granica między jawą, a snem ulega zatarciu nawet dla nas.

Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić tę książkę wszystkim tym, którzy mają ochotę spędzić dzień poznając niebanalną historię miłości dwojga ludzi, który przyszło się spotkać we śnie. Sięgnijcie, przeczytajcie, a może i Wam przyśni się coś wyjątkowego…

Ocena: 5 / 6


Wydawnictwo: Novae Res
Okładka: miękka
Ilość stron: 212

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.

4 stycznia 2012

"Party! Przepisy i koktajle" - Bridget Jones, Stuart Walton

Kto z nas nie lubi przyjęć, różnego rodzaju imprez, grilli, wesel, spotkań z przyjaciółmi w miłej atmosferze? Chyba niewiele jest takich osób, które z ręką na sercu będą w stanie zaprzeczyć, tym bardziej jeśli takiej imprezie dodatkowo towarzyszy dobre jedzenie, a na poprawę humoru gospodarz serwuje kolorowe drinki.
Karnawał w pełni, letni sezon grillowy przed nami, a to doskonała okazja, aby troszkę poszaleć z przyjaciółmi i sprawdzić się nie tylko w roli gościa, ale także gospodarza przyjęcia. Przerażeni? Bez obaw, Wydawnictwo Arkady nadchodzi z odsieczą oddając w nasze ręce niemal tajemną wiedzę, zawartą w komplecie dwóch książek: „Party – przepisy” autorstwa Bridget Jones (swoją drogą całkiem sympatyczna zbieżność nazwisk) i „Koktajle”, którą napisał Stuart Walton. Gotowi? A zatem przygotowania czas zacząć.
Otwieramy „Party – przepisy” i już po chwili wiemy jak pięknie udekorować stół, gdzie położyć sztućce, jak przygotować nasze mieszkanie, no i najważniejsze, jak usadzić gości, aby uniknąć chaosu i zamieszania. Kolejny krok to zaplanowanie menu i tutaj również możemy liczyć na naszą niezawodną książkę. Przepisy na proste przekąski (chipsy z tortilli, świderki serowo-ziemniaczane, czy szaszłyki z mozzarelli i pomidorów), które bez obawy można jeść palcami, do tego różnego rodzaju dipy (orzechowy, czosnkowy, bakłażanowo-cytrynowy), a także przepisy na coś bardziej wymyślnego na przystawkę (krokiety z indyka, tartaletki z porem), po dania obiadowe (zapiekanka z indyka z żurawinami, , lazania z trzema serami), aż do deserów (tarta cytrynowa, rolada czekoladowo-kasztanowa, bezy miętowo-czekoladowe). W sumie w książce znajdziemy 120 przepisów na różne okazje: proszony obiad, wizyta teściowej, czy przyjęcie w gronie przyjaciół, mając tę książkę nic już nie będzie nam straszne.
Kiedy już jesteśmy usatysfakcjonowani pysznym jedzeniem, czas rozluźnić nieco atmosferę, a w tym pomoże nam skarbnica  600-set przepisów na drinki, likiery, koktajle o dość egzotycznych nazwach: Perfect Lady, Pink Pussycat, Monkey Gland, Sex on the Beach, ale także napoje bezalkoholowe. Znajdziemy tu wszystko co barman – amator wiedzieć powinien. Jak i co z czym mieszać, jak nalewać drinki, jakiego szkła używać, jak ozdobić szklanki, jak rozróżniać poszczególne alkohole. A wszystko to przystępnie i ciekawie opisane.
Na uwagę zasługuje przede wszystkim bogata szata graficzna. Każda z książek w twardej okładce, a obie skompletowane w poręcznym „futerale” (zdjęcie nr 1). Każdy przepis zawiera zdjęcie finalnego dania, ale także kilka zdjęć pokazujących wykonanie potrawy krok po kroku, co niewątpliwie ułatwi gotowanie niejednemu amatorowi. Podobnie, jeśli chodzi o koktajle, kolorowe drinki przyciągają wzrok zachęcając do spróbowania własnych sił w mieszaniu zawartości domowego barku. Jedyny minus to według mnie druczek maczek zastosowany w obu książkach. Czcionka jest tak drobna, że trzeba naprawdę się wysilić, aby móc cokolwiek przeczytać nie wytężając przy tym wzroku. Jest to dość niewygodne, zwłaszcza, że książkę z przepisami podczytuje się na bieżąco podczas gotowania, a małe literki nie ułatwią nam zadania.  Z tyłu każdej książki mamy kilka stron przeznaczonych na notatki własne, co według mnie jest bardzo dobrym pomysłem, dodatkowo alfabetyczny spis zarówno przepisów, jak i koktajli bardzo ułatwia poruszanie się w obrębie książek.  
A zatem jeśli lubisz organizować przyjęcia, szukasz inspiracji, nietuzinkowego menu, czy po prostu lubisz od czasu do czasu ugotować sobie coś pysznego, a zarazem nietuzinkowego i popić to kolorowym drinkiem z palemką, to te książki są dla Ciebie. Polecam!

Ocena: 5 / 6

Wydawnictwo: Arkady
Okładka: twarda
Ilość stron: 2 x 264

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Arkady oraz Portalowi Sztukater.

3 stycznia 2012

"Mała schizofrenia" - Maciej Tuora

Dorosłość!  Co to właściwie oznacza? Kiedy nadchodzi? W którym momencie przekraczamy jej granice? Kiedy budzimy się i uświadamiamy, że coś w naszym życiu się zmieniło, jest inaczej niż było. W miejsce beztroski pojawiła się odpowiedzialność, za siebie, za bliskich, a nasze życie z bezpiecznych rąk rodziców stało się już tylko naszym, a my zostaliśmy przysłowiowym kowalem własnego losu.

Bohaterem, a zarazem narratorem książki Macieja Tuora jest X. Nie poznajemy go z imienia, podobnie jak K. – zjawiskowo pięknej dziewczyny, w której X. zakochuje się bez pamięci. Studenckie życie od imprezy do imprezy, seks, alkohol i narkotyki, to codzienność, która towarzyszy zakochanej parze. Jednak stan euforii nie może trwać wiecznie, rzeczywistość puka już do drzwi bohaterów uświadamiając im, że życie nie polega tylko na zabawie. Konsekwencje bezmyślnego zachowa i decyzji podjętych w alkoholowo-narkotycznym zamroczeniu będą bezwzględne, a naszym bohaterom przyjdzie wypić piwo, którego sami naważyli.

„Mała schizofrenia” to książka bardzo sugestywna. Nie ma tu owijania w bawełnę, wszystko jest jasne i klarowne. Są narkotyki, jest alkohol, nie brakuje seksu, a wszystko to okraszone epitetami z ust głównego bohatera.. Książka może sprawiać wrażenie dość wulgarnej, co mnie osobiście przeszkadzało w pozytywnym jej odbiorze. Byłam zniesmaczona licznymi przekleństwami narratora, niemniej jednak soczysty język X. nakreślał jego charakter informując, mnie jako czytelnika, z jakim bohaterem mam do czynienia. Nie można zaprzeczyć, że każdy z bohaterów książki jest wyrazisty, a samą historię w niej opowiedzianą można uznać za historię z morałem. Od nieodpowiedzialnych zachowań, nieprzemyślanych decyzji do konsekwencji, które przynosi życie. Wszystko jest spójne i po części przewidywalne.

Książkę czyta się szybko, zresztą jej gabaryty nie są zbyt imponujące, przez co staje się lekturą na jeden wieczór. Historia stworzona przez Tuora sama w sobie jest ciekawa i warta uwagi. Dlaczego? Każdy z nas wkraczał w dorosłość lub ma to dopiero przed sobą, każdy robił to na swój sposób podejmując decyzje, których konsekwencje przychodziły po czasie. Jedne były dobre, inne złe, ale na tym przecież polega życie, czyż nie?


Ocena: 3 / 6


Wydawnictwo: Novae Res
Okładka: miękka ze skrzydełkami  
Ilość stron: 136

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.

1 stycznia 2012

"Niezłomny" - Laura Hillenbrand

Gdziekolwiek spojrzał, widział tylko wodę. Wokoło sunęły leniwie rekiny, ocierając się grzbietami o tratwę. Czekały.” (Prolog)
Tymi słowami rozpoczyna się prawdziwa historia człowieka, który przeżył piekło, przezwyciężył niewyobrażalne przeciwności losu i dowiódł, że każdy człowiek może być niezłomnym, jeśli tylko sam tego zapragnie.
Historia Louisa Zamperiniego jest tak niewyobrażalna, zaskakująca, szokująca, straszna, a przy tym fascynująca, że nadal nie mogę uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę. Louis urodził się w rodzinie włoskich imigrantów, wraz z rodzicami, bratem i dwiema siostrami mieszkał w małym amerykańskim miasteczku, gdzie był prawdziwą czarną owcą. Złodziejski fach, który sobie umiłował dostarczał mu wiele radości, a mieszkańcom miasteczka, a także rodzinie Louiego wielu zmartwień. Kiedy już wydawało się, że nic i nikt nie jest w stanie wpłynąć na zbuntowanego chłopaka, wtedy do akcji wkroczył Pete – starszy brat Louiego, który widział w swoim bracie idealny materiał na sportowca. Ku usilnym namowom Peta Louie rozpoczął treningi w biegach lekkoatletycznych i zaczął odnosić pierwsze sukcesy. Pete nie pomylił się i wkrótce dzięki mozolnym treningom Louie, jako najmłodszy zawodnik w historii wybiegał sobie miejsce w drużynie olimpijskiej. Po zajęciu siódmego miejsca na olimpiadzie w Niemczech w 1936 roku wróżono mu mistrzostwo za kolejne cztery lata. Plany Louiego pokrzyżowała jednak wojna, chłopak wstąpił do wojska i rozpoczął swoją służbę ku chwale ojczyzny. Zestrzelony nad Pacyfikem wraz z towarzyszami ze swojej załogi przez ponad czterdzieści dni dryfował na tratwie ratunkowej bez wody i jedzenia za to w towarzystwie wygłodniałych rekinów, modląc się każdego dnia o ratunek. Ocalenie z odmętów oceanu rzuciło naszego bohatera wprost w ręce wroga, gdzie w japońskich obozach jenieckich przyszło mu walczyć o życie. 
Historia Louisa Zamperiniego szokuje, a zarazem zachwyca. Louie daje się poznać jako sympatyczny człowiek, który dzięki własnej determinacji, sile woli i ciężkiej pracy może osiągnąć wszystko co tylko sobie zaplanuje. Od pierwszych stron powieści zaskarbił sobie moją sympatię, która ani na chwilę nie osłabła, wręcz przeciwnie, z każdą kolejną przeciwnością losu, która spotykała Louiego lubiłam go coraz bardziej, kibicując mu w jego zmaganiach.
Do napisania książki o Louisie Zamperinim Laura Hillenbrand przygotowywała się przez siedem lat. Jak sama przyznaje życie Louiego stało się jej życiem. Liczne rozmowy z Zamperinim, jego rodziną i przyjaciółmi to tylko kropla w morzu pracy jaką wykonała pisarka: „odnajdywałam jego historię we wspomnieniach olimpijczyków, byłych jeńców oraz lotników, japońskich weteranów, a także rodziny i przyjaciół z kraju, w dziennikach, listach, esejach i telegramach – wielu z nich napisanych przez od dawna nieżyjących ludzi – w dokumentach wojskowych i na niewyraźnych fotografiach, w niepublikowanych wspomnieniach zagrzebanych w szufladach biurek, w stertach pisemnych oświadczeń żołnierzy i materiałów z procesów o zbrodnie wojenne, w zapomnianych dokumentach znajdujących się w archiwach(…)” (Podziękowania, s. 381). Ponadto Autorka wnikliwie przestudiowała budowę samolotów, na których latali amerykańscy lotnicy, nauczyła się obsługiwać celownik bombowy, oraz przestudiowała anatomię człowieka, a nabyta przez nią wiedza i rzetelne przygotowanie dodały książce jeszcze większej wiarygodności.
Na uwagę zasługują również liczne zdjęcia zamieszczone w powieści, a pochodzące z prywatnych zbiorów Zamperiniego i jego przyjaciół. Niemal każdego z bohaterów możemy zobaczyć, co dodatkowo uwiarygodnia tę niesamowitą historię.
Przyznaję, że początkowo miałam mieszane odczucia co do tej książki, tło historyczne powieści nieco mnie przerażało i obawiałam się, że będzie mi ciężko przebrnąć przez tę dość okazałą, jeśli chodzi o gabaryty, lekturę. Na szczęście moje wątpliwości ulotniły się błyskawicznie, a historia Louiego pochłonęła mnie bez reszty. Jestem przekonana, że „Niezłomny” na długo zagości w mojej pamięci, a książkę polecam zarówno czytelniczkom, jak i czytelnikom. Na zakończenie podpisuję się pod słowami „New York” zmieszczonymi na rewersie okładki: „To historia jedna na miliard… Wydaje się stworzona po to, by wszyscy recenzenci mogli użyć wszystkich tych określeń, których na ogół unikają jak ognia: niesamowita, niezapomniana, pasjonująca, mrożąca krew w żyłach, inspirująca.” Gorąco polecam!


Ocena: 6 / 6


Wydawnictwo: Znak
Okładka: twarda w obwolucie
Ilość stron: 440

Za możliwośc przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak oraz Portalowi Sztukater.